wtorek, 29 maja 2018

Wielki powrót... do Rajdu Miejskiego

Po dwóch latach przerwy wraz z Krzyśkiem, wróciliśmy do startów w Rajdzie Miejskim w Gliwicach, w którym nie przerwanie startowaliśmy od pierwszej edycji - w roku 2009. W 2016 i 2017 nie mieliśmy możliwości startu... i przyszedł 2018, w którym postanowiliśmy reaktywować drużynę AiR Force Politechnika Śląska.

Retrospekcja - 2010r.


Szczęśliwie zostaliśmy wylosowani przez "znajomą" maszynę losującą, aby znaleźć się wśród grona drużyna z nadajnikiem GPS - można było na żywo śledzić nasze poczynania i obserwować jak przebiega rywalizacja na trasie rajdu. 
W porównaniu do poprzednich lat formuła rajdu była nieco inna - dwa dni ścigania (pieszy, a następnie biegowy) zostały połączone w jeden dzień. Ponad 90km z dużym udziałem biegowym.
Kolejna zmiana to start z pod nowego obiektu sportowo-kulturalnego w Gliwicach - Arena Gliwice "Podium". 



Start mieliśmy bardzo mocny - prolog z odnalezieniem elementów hali na podstawie zdjęć, a później ogień do pierwszego punktu, który był prawie pod moim domem. Następnie przejazd na lotnisko - połączenie flag lotniczych z państwami do, których należą i ... ruszamy z etapem biegu na orientacje.

Obieramy przeciwny kierunek zaliczania punktów niż czołówka, jest ryzyko jest szansa na zrobienie przewagi albo... stratę czasowo. Pierwszy punkt i zadanie z odgłosami ptaków na Sikorniku idzie nam dość sprawnie, jednak już przy kolejnym punkcie, a w zasadzie podczas jego poszukiwania tracimy dość sporo czasu. Krążymy jakieś 10-15 minut, w międzyczasie docierają do nas kolejne ekipy... nikt nie potrafi znaleźć punktu. Nie chcąc tracić więcej czasu rezygnujemy z dalszych poszukiwań ruszamy do kolejnego punktu. Kilometr dalej okazuje się, że trafiamy na wcześniej szukany punkt (błędnie zaznaczony był punkt na mapie).


Zaliczamy kolejne punkty na trasie bez większych problemów, docieramy do zadania specjalnego - zwijanie węża strażackiego. Z początku zadanie łatwe, ale im więcej węża zwiniętego tym robi się on cięższy, ruszamy dalej. Kolejne zadanie nawigacyjne i ruszamy dalej.

Na koniec trafiamy na najciekawszy moim zdaniem punkt: Street-O. Otrzymujemy mapę osiedla wraz z pytaniami. Zaznaczony punkt i pytanie do niego. Poniżej przykładowe pytania, a nawiasach podaje o co chodziło:
- Jak długo Piast Gliwice? (Grafiti na bloku "Całe życie Piast Gliwice")
- Kim jest pani Krystyna jakaś tam? (Tablica, że pani Krystyna jest zarządcą wspólnoty)
- Ile talerzy? (Należało policzyć ile talerzy satelitarnych jest na bloku)
- Co startuje z pod placu zabaw? (Była tam kwiecisty samolot)
- W którym roku Rada Miasta wsparła Azory? (Plac zabaw dla psów, data ufundowania przez Radę Miejską)
- Ile stopni? (Ile stopni miały schody w danym miejscu)
- O jaki włos? (Nazwa fryzjera, "O mały włos")
Oddajemy wszystkie poprawne odpowiedzi i wracamy po rowery. Zaliczamy 22km piesz, na pełnym słońcu, co niestety odczuwam - ból głowy. Kolejne bieganie koniecznie w kasku.

Etap rolkowy na drodze technicznej wzdłóż autostrady A4 - 6.5km idzie nam całkiem sprawnie, pędzimy dalej bo cały czas jesteśmy na "styk" z limitem czasowym. W tym roku wyjątkowo podkręcony. Krótki postój na zakupy w Żabce - trzeba uzupełnić płyny i lecimy dalej.
Trafiamy na poligon wojskowy - w sumie mamy już w nogach prawie 50km, do pokonania tor przeszkód, który doskonale pamiętamy z poprzednich edycji rajdu, tym razem obydwaj zawodnicy muszą go pokonać.


Kolejnym punktem jest osiedle Bajkowe i Bieg na Orientacje - plus tego punktu jest taki, że dostajemy 2 mapy i możemy podzielić się sześcioma punktami wedle uznania. Ruszamy indywidualnie, dobiegam do skraju lasu a tam chaszcz, pokrzywy na metr wysokie, gęste zarośla, nic... pozostaje się przedzierać, pierwsze wejści do błota, wody... i już mi wszystko jedno poszukiwania punktów zajmuje więcej niż przypuszczałem ale udaje mi się dwa odnaleźć, cały poparzony i podrapany docieram do trzeciego, szybki telefon do Krzysia na jakim jest etapie, okazuje się, że jeszcze walczy z drugim. W związku z tym postanawiam ruszyć do czwartego, żeby było szybciej - wcale nie łatwiej, ale udaje się, w końcu spotykamy się w miejscu z którego wyruszyliśmy, z kompletem punktów.

Powoli zaczynamy kalkulować, czy nie odpuścić któregoś z punktów, bo możemy mieć problem, żeby zmieścić się w limicie czasowym. Decyzje pomaga nam podjąć los, który tym razem nam nie sprzyja, podczas drogi na Łabędy wjeżdżam na gwóźdź - przebijam oponę - brawo ja, po raz n-ty. Szybko kalkulacja - rezygnujemy z kajaków, najwięcej jesteśmy w stanie zaoszczędzić.


Pchnięcie kulą, zadanie geologiczne, orientacja rowerowa (gdzie wykorzystaliśmy brak konieczności dwóch zawodników - ja na swoim flaku jechałem do kolejnego punktu, a Krzyś zrobił całą orientację), zadanie samochodowe, zadanie linowe, koszykarskie... i meta.



Wpadam na metę jak się okazuje dość skrajnie odwodniony i zmęczony. Niczego nie potrafię przyjąć, bo od razu zwracam. Wracam do domu, po drodze dwa postoje w krzakach i ... odchorowuje zawody całą noc, budząc się do 3:30 średnio co pół godziny. Masakra.


Daliśmy z siebie maksa, z tego możemy być zadowoleni. Co ciekawe mimo niezaliczonego jednego punktu zajeliśmy bardzo dobre miejsce 7. Pierwsza szóstka była zdecydowanie poza zasięgiem, ale... czekamy już na Rajd Miejski 2019!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz