poniedziałek, 16 listopada 2015

Nie zawsze w pierwszej osobie

Dawno nic nie pisałem, więc czas na wpis. Wyjątkowo nie o mnie.


W Runmageddonie wprawdzie brałem już udział w czerwcu (Classic - 12km), ale większe emocje zdecydowanie zafundował mi październikowy Rekrut (6km), w którym... nie brałem udziału. Startowała natomiast Kasia, która startowe otrzymała ode mnie w ... prezencie. Wykorzystałem jej słowa po czerwcowej edycji, że też by chciała wystartować, ale w krótszej edycji. Dwa razy nie musiała mi powtarzać, słowo się rzekło i już była zarejestrowana do Rekruta.



Bieg miał poprzedzać Wielki Finał Ligi Runmageddon, który miał się odbyć na drugi dzień, także na hałdach w Gliwicach-Sośnicy. Im bliżej było to dnia zawodów tym częściej Kasia powtarzała mi, że rezygnuje, że jednak nie chce startować, itp., wiedziałem jednak, że wystartuje... choć sam się zastanawiałem czy dobrze, że postawiłem ją w takiej sytuacji i "zmusiłem" do startu.

Dzień zawodów


Dzień zaczął się wyjątkowo, bo... Kasia zaspała, na szczęście odpowiednio wcześnie ją obudziłem, że nie miało to wpływu na czas dojazdu na start. Rejestrując Kasię brałem pod uwagę własne doświadczenie i zdanie na temat fal startowych. W pierwszej fali przeszkody są najmniej zużyte, wykorzystane, nie ma takich "korków" na przeszkodach, a także prysznice są jeszcze w miarę "czyste" i nieoblegane. Niekoniecznie wszystko sprawdziło się w przypadku Kasi, ale koniec końców uznała ten wybór za dobry.

Planowałem towarzyszyć Kasi wzdłuż całej trasy, choć w pewnym momencie stwierdziłem, że może ograniczę się do "ciekawszych" odcinków. Biegacz jednak na zawodach biegowych musi biegać i... ostatecznie praktycznie całą trasę pokonałem wraz z Kasią, dzięki temu możecie zobaczyć filmik z ciekawszych momentów trasy.



Kryzys na trasie


Prawdę mówiąc były dwa momenty na trasie, kiedy myślałem, że Kasia zejdzie z trasy. Czułem wtedy taką bezsilność, ponieważ z jednej strony chciałem mówić: "musisz iść dalej, nie możesz zrezygnować...", a z drugiej wiedziałem, że jeśli będzie do tego czuła przymus to zrobi to, wbrew sobie, będzie miała uraz i już nigdy więcej nie wystartuje, więc biernie stałem i czekałem, jaką decyzję podejmie.

Kolejne przeszkody były już formalnością, chociaż z pewnością dużego wysiłku kosztowały. Zazdrościłem przede wszystkim przeszkody prądowej, której na edycji w której ja startowałem nie było. Na koniec starcie z graczami futbolu amerykańskiego i ... meta.

Już nigdy więcej?


Po dotarciu na metę Kasia była szczęśliwa, że dotarła i zmieściła się w limicie czasowym, ale podjęła decyzję, że już nigdy więcej w takim biegu - przyjąłem do wiadomości. Nie minęły jednak 3 tygodnie i Kasia już mówi, że w przyszłym roku też wystartuje, kto wie... może na dłuższym dystansie.