Dzisiaj lekcja pokory, przestroga dla cwaniaków (jak ja) i optymistyczne spojrzenie na przyszłość!
Człowiek uczy się całe życie - to fakt. Człowiek uczy się na błędach - to każdy na własnej skórze się przekonał. Najważniejsze jednak, aby tych błędów nie powtarzać.
Ostatni wpis miał miejsce jeszcze na amerykańskim kontynencie dlatego też będę kontynuował moją historię od tamtego wpisu. Przygotowania do maratonu postępowały, a na campie regularnie biegałem (średnio 5-6 treningów tygodniowo). Założenie długich wybiegań niestety legło w gruzach z powodu zbyt małej ilości czasu, czułem jednak, że i bez tego forma rośnie.
Problemy zaczęły się pojawiać kiedy opuściliśmy camp i zaczęliśmy zwiedzać. Z powodów podróży, wycieczek i karaibskich warunków pogodowych nie miałem okazji na regularne treningi. Udało mi się raz udać na trening w Miami, raz podczas rejsu (biegałem po bieżni na statku - mimo wszystko, średnia przyjemność) i raz w NY... obowiązkowo w Central Parku!
Zapis satelitarny treningu w Central Parku, NY
Tak więc, zaległości treningowe musiałem nadrabiać dopiero po powrocie do Polski. I tu kończy się przydługi wstęp do notatki "o moich błędach".
Już wcześniej znalazłem sobie plan treningowy, aby złamać 3 godziny w maratonie. Jedynym problemem było, że był on rozpisany na 12 tygodni, a mnie od startu na królewskim dystansie dzieliło zaledwie 6 tygodni... I tu pojawiła się pierwsza "błyskotliwa" myśl: Rozpocznę przygotowania bezpośrednio od 7-go tygodnia! Długo nie myślał... tak zrobił.
Początkowo realizowany przeze mnie plan treningowy
Na zielono odznaczałem wykonane treningi, na pomarańczowo treningi, które robiłem, ale nie udało mi się utrzymać zadanego tempa, a na czerwono treningi, które nie zostały zrealizowane. Pierwszy tydzień, od którego rozpocząłem był w całym planie najmocniejszy, a ja... z zaległościami w jakichkolwiek treningach wbiłem się w niego i ... jakoś wymęczyłem te treningi. Jak widać wytrzymałość tempowa i długie wybiegania były trochę poza moim zasięgiem. Cały tydzień biegałem z zakwasami i byłem zmęczony, ale... robiłem swoje, bo maraton się zbliżał. Drugi tydzień dał już widoczne efekty, wszystko szło po myśli, treningi realizowane, a jedyny, który nie został wykonany został celowo zastąpiony startem na 10km w Knurowie, gdzie zająłem 3-cie miejsce wśród Knurowian, z nowym rekordem życiowym: 38.15.
Dekoracja najlepszych Knurowian
Według planu treningowego na 10 kilometrów czas powinien być 38:00, a półmaraton 1:25:00. Także byłem bardzo blisko celu (10km) i wydawało się, że można spokojnie zaczynać przygotowania w połowie planów treningowych. Nic jednak bardziej mylnego, w kolejnym tygodniu z przemęczenia organizmu dopadła mnie choroba i rozłożyła na łopatki na kilka dni. Oczywiście o treningach nie było mowy, była jedynie walka aby zdążyć przed kolejną niedzielą i Biegnij Warszawo, w której chciałem wystartować. Chciałem i wystartowałem, ale... jeszcze chory z kaszlem, pobiegłem 3 minuty wolniej niż tydzień wcześniej w Knurowie.
Doleczyłem się do końca, przez co straciłem w sumie 10 dni i ... nie wiedziałem w zasadzie na czym stoję. Stwierdziłem, że pójdę za głosem serca i nie patrząc na plan będę robił treningi takie, które nie będą ponad moje siły, a pozwolą się odpowiednio przygotować na próbę generalną - I Półmaraton Gliwicki (na tydzień przed startem w maratonie).
Właśnie dziś była ta próba i muszę powiedzieć, że jestem dobrej myśli - nowy rekord życiowy: 1:24:37 i osiągnięty zamierzony cel (1:25:00 w półmaratonie). Pozostaje 6 dni i ... MARATON. W planach 3 dni mocnego treningu, lekkie rozbieganie i regeneracja. Trzymajcie kciuki!
Na trasie półmaratonu gliwickiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz